Drodzy Przyjaciele!
Ostatnie miesiące były niezwykle intensywne i nieprzewidywalne. Niestety, raczej w złym tego słowa znaczeniu. Dzięki Bogu człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wielu rzeczy, zaadaptować się nawet do bardzo stresujących warunków. W chwili napięcia warto pozostawić na chwilę wszystkie problemy na boku i skierować swoje myśli na sprawy, które przynoszą wytchnienie, które będą ukojeniem. Na szczęście listopadowa aura służy takim przemyśleniom: na początku miesiąca wspominaliśmy tych, których już nie ma pośród nas. Za kilka tygodni natomiast po raz kolejny przypomnimy sobie, że nasze życie nie kończy się z chwilą śmierci. Że prawdziwe życie – to bez smutków, bez cierpienia, życie nieskończenie radosne – zacznie się po drugiej stronie.
A wszystko zamyka się w nieco egzotycznym dla naszych uszu słowie: paruzja. Paruzja to po grecku przyjście, pojawienie się. I choć w kościele raczej rzadko można usłyszeć księdza wypowiadającego ten termin, to sama rzeczywistość, którą on oznacza, jest bardzo biblijna.
Już w Starym Testamencie Naród Wybrany czekał na jeden szczególny dzień, który miał nastać w nieokreślonej przyszłości. Różnie o nim mówiono: dzień światłości (Am 5, 18), dzień kary (Iz 24, 21), dzień Pański, wielki i straszny (Ml 3, 23). Same tylko nazwy pokazują nam, że nie chodzi tutaj o wydarzenie małej wagi, przeciwnie – ów dzień Jahwe miał rozstrzygnąć o ostatecznych losach każdego z nas, i póki on nie nastał, póty czciciele Boga mają czas na nawrócenie i uporządkowanie swojego życia. A jak zapowiedź tego dnia ostatecznego ma się do Pana Jezusa? Zanim odpowiem na to pytanie, zapraszam Was, drodzy Czytelnicy, do pięknego, rzymskiego kościoła pod wezwaniem świętych Kosmy i Damiana.
Przybytek ten przytulony jest do północno-wschodniego krańca Forum Romanum, a powstał z połączenia dwóch budowli: pierwszą była okrągła świątynia Jowisza (niektórzy podają, że Romulusa), drugą zaś – sala wykładowa dla anatomii oraz biblioteka ksiąg medycznych, a także przychodnia lekarska, w której dwa tysiące lat temu oferowano pomoc lekarską.
Istotnie, święci Kosma i Damian byli lekarzami. Pytanie o to, czy żyli naprawdę, czy są tylko postaciami legendarnymi, zostawmy historykom starożytności. Tradycja podaje, że jako wojskowi medycy nie pobierali żadnych opłat za swoje leczenie, a ponadto krzewili wiarę w Chrystusa w czasach, kiedy groziło to śmiercią. Ich heroizm został przypieczętowany męczeńską śmiercią.
Nie bez powodu podkreśliłem, że kościół naszych Kosmy i Damiana stanowi część zabudowań Forum Romanum, bowiem kilka kroków dalej możemy dziś znaleźć ruiny świątyni Kastora i Polluksa. W starożytności oddawali im cześć ci, którzy szukali uzdrowienia bądź chcieli posiąść tajemną wiedzę lecznictwa. Z nastaniem chrześcijaństwa święci Kosma i Damian skutecznie wyparli swoich pogańskich odpowiedników.
Jednak to, co nas dziś interesuje, to mozaika w absydzie (za głównym ołtarzem). Przedstawia ona Chrystusa otoczonego swoimi uczniami. Sceneria jest absolutnie wyjątkowa: oto nasz Pan, ubrany w ciemnozłotą szatę, zstępuje z firmamentu, krocząc po obłokach koloru ognia. W lewej ręce trzyma zwój – jest to zapewne nawiązanie do zwoju z Apokalipsy świętego Jana. W rozdziale piątym czytamy, jak Baranek (jest nim Jezus) odbiera ów zwój od Boga zasiadającego na tronie. Prawą rękę Chrystus wystawia w szerokim geście, jakby chciał zwrócić naszą uwagę na doniosłość swego przyjścia oraz rozpocząć czas sądu.
U stóp niebiańskich schodów czekają na Zbawiciela jego święci: patronowie kościoła Kosma i Damian, w asyście świętych Piotra i Pawła, a także święty Teodor (także rzymski wojskowy) oraz papież Feliks IV, fundator mozaiki. Pod ich stopami dwanaście baranków zadzierających zawadiacko łebki to kolegium apostolskie, wychwalające przyjście Pana.
Kilka akapitów wcześniej postawiłem pytanie: Jak zapowiedź tego dnia ostatecznego ma się do Pana Jezusa? Nietrudno się domyśleć, że wyznawcy Chrystusa z nim właśnie wiązali dzień paruzji.
Święty Jan Chrzciciel pyta Jezusa na kartach Ewangelii: Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść? (Mt 11, 3). Jako chrześcijanie wiemy, że odpowiedź jest twierdząca. Chrystus przyszedł na świat jako Mesjasz i swoją śmiercią wyzwolił nas z niewoli grzechu.
Ale to nie koniec historii o paruzji. Zapewne kojarzymy fragment wyznania wiary, odmawianego podczas Mszy świętej: Stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych, a Królestwu Jego nie będzie końca.
Paruzja bowiem odnosi się nie do pierwszego przyjścia Zbawiciela. Nawiasem mówiąc, na mozaice o pierwszym przyjściu i o zmartwychwstaniu dyskretnie przypomina nam piękny ptak w aureoli, który przycupnął na palmowej koronie – to feniks, odradzający się z popiołów, tak jak Jezus powstał z martwych do życia. Paruzja natomiast odnosi się do drugiego przyjścia Mesjasza – tego, które jeszcze się nie dokonało.
Nieraz w kościołach w Polsce słyszy się jedną, wyjątkowo niestosowną do okoliczności literkę: Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci-Ł. To trzecie ł jest wypowiadane zupełnie niewłaściwie! My wciąż czekamy na paruzję, która przyjdzie jak złodziej w nocy (1 Tes 5, 2) i wciąż przypominamy sobie podczas Mszy świętej tę tajemnicę wiary: Chrystus powróci!
Jaki będzie ten powrót? Czy koniec świata będzie straszny, tak jak odmalowują go reżyserowie filmów katastroficznych? A może z nieba zstąpią aniołowie, oddzielając dobrych ludzi od złych? Myślę, że mozaika z kościoła świętych Kosmy i Damiana pomoże nam skupić się na pytaniach dużo ważniejszych: Jak ja przygotowany, przygotowana jestem do drugiego przyjścia Pana Jezusa? Czy żyję tak, by Królestwo, o które modlę się w Ojcze nasz, było obecne w jakimś stopniu już tu na ziemi?
Szczególnie pod koniec listopada, kiedy domyka się krąg roku liturgicznego i ma się rozpocząć Adwent, temat paruzji jest żywo obecny w liturgii. Spodziewajmy się wielu homilii i katechez na ten temat. Mam nadzieję, drodzy Przyjaciele, kiedy następnym razem usłyszycie o paruzji, uśmiechniecie się do siebie i przypomnicie sobie piękną, ciemnogranatową mozaikę z kościoła świętych Kosmy i Damiana.
Ks. Maciej Jasinski