Papież podniósł poprzeczkę /Wiara.pl/

3 stycznia, 2017

Papież podniósł poprzeczkę /Wiara.pl/

FOTO GOŚĆ

 

O sporach wokół papieskiego nauczania o rodzinie, o drodze rozeznawania i prorockiej wizji Franciszka mówi ks. dr Przemysław Drąg, dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin.

 

Jacek Dziedzina: Adhortacja o rodzinie „Amoris laetitia” papieża Franciszka ułatwiła czy utrudniła Księdzu pracę?

Ks. dr Przemysław Drąg: Z jednej strony ułatwiła, z drugiej utrudniła. Ułatwiła, bo synod, którego owocem jest ten dokument, został oparty na mocnych ankietach, wcześniej przeprowadzonych w diecezjach, a tym samym na nowo naświetlił sytuację rodziny w Kościele. My w Polsce dotąd patrzyliśmy na duszpasterstwo rodzin z perspektywy: jest nieźle, nie ma za bardzo czego zmieniać i czym się przejmować. A teraz widzę, że wielu biskupów pyta, co możemy zmienić, dlaczego jest tak, jak jest. W tym sensie dokument ułatwił mi pracę, bo pojawiła się pewna płaszczyzna, na której wszyscy zgodnie uznali, że skoro papież Franciszek kładzie tak mocny nacisk właśnie na rodzinę i pokazuje ją w wielu różnych kontekstach, to my też chcemy coś z tym zrobić. Z drugiej strony adhortacja tę pracę utrudniła, bo papież na pewno postawił przed nami – kapłanami, biskupami, ale też świeckimi – bardzo wymagające zadania.

Przed synodem niektórzy krytykowali tę metodologię rozeznania sytuacji poprzez ankiety – mówili, że to socjologizowanie problemów moralnych.

To nie była ścisła ankieta socjologiczna, tylko próba ogólnego zorientowania się w sytuacji rodziny. Owszem, w pewnym momencie pojawiła się groźba, zwłaszcza podczas drugiego synodu, że skoro naświetlona sytuacja jest tak beznadziejna, to być może – tu był taki duży pytajnik – warto coś zmienić w doktrynie Kościoła.

I krytycy uznali, że w efekcie sama adhortacja uległa takiej właśnie presji „rzeczywistości”. Podziela Ksiądz ten pogląd?

Nie, jestem przeciwny takim opiniom, ponieważ wyraźnie widać, że „Amoris laetitia” jest mocno oparta na fundamencie biblijnym. Adhortację czyta się często bardzo powierzchownie, a papież bardzo jasno stawia pewne wytyczne i mówi do kapłanów: musicie podnieść swoje kwalifikacje.

Po drugie: w każdej parafii musi być duszpasterstwo rodzin, które nie jest czymś zewnętrznym, ale istotowym duszpasterstwem parafii. Teraz ksiądz nie może powiedzieć, że jego to nie interesuje. Ma w ręku dokument, który jasno mówi mu, że ma prowadzić takie duszpasterstwo. Jest to jakaś trudność, bo trzeba podnosić kwalifikacje księży, trzeba być bliżej ludzi, nie można się już zamknąć. Być może dla wielu kapłanów to będzie problem. Niestety, niektórzy boją się pracować z małżeństwami. Bo wchodzą kwestie etyki seksualnej, codzienne problemy, których my, księża, możemy nie rozumieć.

Po AL duszpasterstwo rodzin nigdy już nie będzie takie samo, bo to jest potężne wyzwanie, które papież przed nami stawia: doktryna pozostaje niezmieniona, ale zapomnijcie o pewnych starych działaniach, zapraszam was do czegoś zupełnie nowego. A w sumie nie jest to aż tak zupełnie nowe. To powrót do tego, że pracuje się nie z masą, ale z konkretną rodziną, człowiekiem. Pod tym względem adhortacja ta jest nieoceniona dla duchowości małżeńskiej, prowadzenia, rozeznania, budowania relacji. Rodziny mają dawać świadectwo. Papież mówi, że teraz to one mają stać się pierwszymi „duszpasterzami” innych rodzin. To są wyzwania, które ciągle jeszcze nie są rozumiane przez wielu księży.

Dla innych jednak trudnością jest nie tyle konieczność podnoszenia kwalifikacji, ile to, że po AL nie mają jasnego kryterium rozeznawania (na które papież kładzie nacisk), czy i kiedy mogą dopuścić osoby żyjące w powtórnych związkach do Komunii św. Mówią: no dobrze, rozeznajemy, proces trwa, ale ostatecznie jakie jest kryterium dopuszczenia do Komunii?

Owszem, to jest sprawa problematyczna, tutaj nie ma jasnych kryteriów. Dlaczego ich nie ma? Papież ich nie chciał. Ja byłem na synodzie biskupów w Rzymie i w pewnym momencie wyszła pisemna propozycja niektórych ojców synodalnych, gdzie były podane kryteria pozwalające dopuścić osobę żyjącą w nowym związku do Komunii św.: droga pokuty, ileś lat od rozpadu pierwszego związku, naprawa relacji ze współmałżonkiem, zadbanie o dzieci i finansowo, i emocjonalnie itd. Dodatkowo przejście przez pewien cykl katechez, spotkań itd. Natomiast Ojciec Święty powiedział: nie, skoro mówię o rozeznawaniu indywidualnym, to nie dajemy nowych norm generalnych.

Nowa norma wprowadziłaby dużo większe zamieszanie, bo zaczęłyby się żądania różnych osób uznających, że już spełniają kryteria?

Na pewno tak. To poszłoby znowu „pod linijkę”: mam pewną normę, stawiam sito, kto przejdzie, może przystąpić, a kto nie przejdzie – nie. A tymczasem przychodzi człowiek, spowiada się i pyta, co ja mogę mu zaproponować i co powiedzieć. To jest najtrudniejsze do zrozumienia przez kapłanów i najtrudniejsze do realizacji. Cały ciężar odpowiedzialności spada na mnie jako na spowiednika. Ja w swoim sumieniu muszę rozważyć, czy sytuacja tej konkretnej osoby pozwala jej na pełne zbliżenie się do Chrystusa i przyjęcie Komunii św., czy też nie.

A jest w ogóle możliwa sytuacja, że osoba pozostająca w obiektywnej sytuacji grzechu – jak mówi o tym papież w adhortacji – znajduje się jednocześnie w okolicznościach, które zmniejszają jej odpowiedzialność do tego stopnia, że może przystąpić do Komunii św.?

Papież mówi, że nie zmieniamy tego, co Kościół wypracował, ale my jako spowiednicy musimy się z tym zmierzyć, żeby dobrze rozeznać te sytuacje i poprowadzić tych ludzi do prawdziwego nawrócenia.

Nie jest to obniżenie poprzeczki dla penitentów?

Nie, to podwyższenie poprzeczki, głównie dla spowiedników, ale też dla penitentów. Penitent w konkretnej sytuacji też ma przyjść i zapytać kapłana, czy to jego pragnienie Komunii nie jest jeszcze za „niskie”, czy nie powinien przejść pewnej drogi. I to jest dla mnie trudność, że papież nie powiedział, że przy takim rozeznawaniu trzeba przejść jakieś konkretne katechezy, spotkania, pokutę. Papież mówi w ten sposób: ja wam, kapłanom, ufam, że będziecie w stanie rozeznawać i pomagać. Weźmy taki przykład: ona jest po rozwodzie, żyje ze swoim partnerem, zaczyna się w niej dokonywać pewna przemiana duchowa, nawrócenie, próbuje ciągnąć za sobą partnera, który absolutnie nie jest gotowy, żeby razem zbliżyli się do Kościoła. Widzę, że ona jest gotowa, wie, co chce zrobić poprzez przyjęcie Komunii św., ale jego to nie interesuje.

W „Familiaris consortio” była jednak norma, która pozwalała spowiednikowi dopuścić do Komunii takie osoby, które będą żyć jak brat i siostra, nie jak małżonkowie. To było konkretne kryterium, które w konfesjonale pozwalało właśnie rozeznać. Tutaj tego nie ma.

Spowiednik może powiedzieć do nich: ja rozeznaję, że w tej sytuacji waszego związku jest konieczne, byście zaczęli wstrzemięźliwość seksualną. To pozwoli wam zbliżyć się do Boga, pozwoli spojrzeć czystymi oczami na siebie nawzajem. Tego też nie należy przekreślać. To nie jest tak, że nagle ktoś przyjdzie do spowiedzi, kapłan popatrzy głęboko w oczy, „rozezna” i powie: możecie przyjąć Komunię. Rozeznanie ma być przejściem z tym człowiekiem pewnej drogi wiary. I być może na tej drodze jako spowiednik powołam się na FC, wiedząc, że jest to norma Kościoła wypracowana przez wiele wieków i przynosząca konkretne owoce. Możliwe, że zachęcę do powrotu do męża, żony, uznam, że w ich sytuacji warunkiem do tego, aby przyjęli Komunię św., jest abstynencja seksualna, przejście przez formację, katechezę itd. Tym, który ma decydować o zdolności penitenta do przyjęcia Komunii św., jest spowiednik. I tego się nie da ominąć.

Czy to w praktyce nie grozi tym, że ktoś zechce w ten sposób szukać „do skutku” usprawiedliwienia swojej sytuacji nieregularnej i „właściwego” spowiednika?

Takie niebezpieczeństwo istnieje. Ale niebezpieczeństwo byłoby większe, gdyby powstała nowa „linijka”, norma określająca, kiedy dopuścić do Komunii osoby w nowych związkach. Dlaczego? Boję się, że mielibyśmy do czynienia z ogromną liczbą małżeństw nieważnych. Bo część ludzi zakładałaby: jak nam nie wyjdzie, to się rozwiedziemy, wejdziemy w nowy związek, przejdziemy drogę pokuty i wrócimy do sakramentów. Natomiast przy rozeznawaniu ryzyko też jest, ale mniejsze. W wychowaniu ryzyko jest konieczne. I myślę, że papież bierze to pod uwagę. Mamy doprowadzić do tego, żeby ten człowiek nie żył tylko dla normy, ale dla autentycznego spotkania z Jezusem Chrystusem. I spowiednik będzie miał olbrzymią odpowiedzialność, żeby stwierdzić, czy ta osoba naprawdę chce spotkać Jezusa Chrystusa, czy też chce Komunii św. na zasadzie usprawiedliwienia swoich kroków.

Pokazanie, co jest normą, ma też rolę wychowawczą.

Te normy zostały niezmienione, ale w prawie zawsze są pewne wyjątki. Prawo będzie zawsze starało się opisywać pewną sytuację ogólną, idealną. Wyjątki są nie po to, by podważyć prawo, ale żeby prawo mogło w pełni służyć człowiekowi. Papież odwołuje się do tego, że najwyższym prawem w Kościele jest zbawienie człowieka. I moje spotkanie jako grzesznika ze spowiednikiem ma prowadzić do tego, by spowiednik pomógł mi odnaleźć drogę do Chrystusa. I być może taką drogą będzie abstynencja seksualna, być może będzie stwierdzenie: rozstań się ze swoją partnerką, wróć do żony, do męża.

To rozeznawanie nie prowadzi nas tylko jedną ścieżką – ja cię rozumiem, przytulam, idź sobie do Komunii św. Nie, w zamyśle papieża rozeznawanie ma prowadzić do tego, żeby ten człowiek naprawdę zrozumiał, w jakiej sytuacji jest, zrozumiał swoją relację do Pana Boga, do człowieka i zaczął naprawiać to po bożemu. I czasem będzie wymagało to powiedzenia: przestań z tą kobietą, z tym mężczyzną współżyć.

Wbrew pozorom, zamiast podawać „łatwe i proste rozwiązania” – choć one nigdy już nie są łatwe i proste – Ojciec Święty otwiera przed spowiednikami olbrzymie możliwości, które wymagają ogromnego zaangażowania nas jako kapłanów w wejście, zrozumienie i poprowadzenie tego człowieka. To prowadzenie nie zakłada, że na końcu na pewno będzie Komunia św. Być może spowiednik powie: musisz przejść drogę wiary, uważam, że nie jesteś jeszcze gotowy do przyjęcia Komunii św.

Papież mówi o stopniowalności stosowania prawa. Ksiądz jako spowiednik nie ma z tym problemu w sytuacjach tzw. nieregularnych?

Inna będzie odpowiedzialność człowieka, który jest dzieckiem alkoholika, sam też jest alkoholikiem i w rozpaczy, uciekając przed czymś, podjął próbę życia w małżeństwie. Inna jest sytuacja osoby, która przeszła formację w jakimś ruchu kościelnym i jest całkowicie świadoma – wtedy mam prawo wymagać od niej trochę więcej. To jest kapitalna wizja Franciszka, zgodna z tym, co robił Jezus Chrystus, natomiast bardzo trudna do zrealizowania, stawiająca mocno na odpowiedzialność i kapłana, i penitenta. Na Zachodzie często 99 proc. ludzi idzie do Komunii św., choć wcześniej w ogóle się nie spowiadali przez długie miesiące czy lata. Franciszek mówi: skończmy z tym i zacznijmy teraz każdego z tych ludzi pytać o jego relację z Jezusem Chrystusem.

I zaznacza wyraźnie, że to nie może być podstawą roszczeń do prawa do Komunii.

Papież mówi także do spowiedników: uważajcie, żeby jakieś względy materialne, emocjonalne nie skłaniały was do tego, żeby zbyt łatwo rozgrzeszać i zezwalać na Komunię. On ma tego świadomość, a jednocześnie jako dobry pasterz mówi: chcę zaryzykować.

To wizja, do której nie dorastamy?

Myślę, że tak. W pierwszych wiekach Kościoła była publiczna pokuta – ci, którzy jeszcze jej nie przeszli, wielcy grzesznicy, stali przed drzwiami kościoła, nie mogli wejść do środka. Jaka to musiała być rewolucja, gdy nagle powiedziano, że mogą jednak wejść do świątyni. I też mówiono, że zmieniono dyscyplinę czy nawet doktrynę. Wizja Franciszka to wizja prorocza, wizja wielkiej wiary papieża, że Kościół nie umiera, ale że teraz ten etap pracy indywidualnej jest konieczny. On nie mówi: nakazuję. Mówi: zachowujcie to, co było dawniej, ale zapraszam was też do czegoś więcej. Ja jako kapłan muszę się z tym zaproszeniem skonfrontować i odpowiedzieć na nie.

My mamy zrobić wszystko, żeby człowieka do Jezusa przyprowadzić, bardzo różnymi drogami. Jedną z nich jest droga rozeznania. To będzie trudne dla nas, księży. Ale wierzę, że będzie się działo dużo dobra. Każdy ksiądz został teraz niejako zmuszony do przemyślenia podstaw swojego posługiwania.