Św. Jan Paweł Wielki Patron godnej pracy i godnego wypoczynku małżeństw i rodzin

1 stycznia, 2018

Św. Jan Paweł Wielki Patron godnej pracy i godnego wypoczynku małżeństw i rodzin

Niniejsza praca powstała na kanwie tematu „Święty Jan Paweł Wielki – Patron małżeństw i rodzin”, zawężonego do aspektu godności przeżywania przez rodzinę dwóch antropologicznych pryncypiów życia rodzinnego: pracy i wypoczynku.

Oba te aspekty, zarówno praca jak i wypoczynek, stanowią z jednej strony nieodzowny i stały „rytm” życia każdej rodziny oraz niezbywalny element jej godności, jak również, z drugiej strony, znajdowały zawsze bardzo wyraźne miejsce w refleksji, nauczaniu, a przede wszystkim w życiu osobistym św. Jana Pawła II.

Od wzniosłości i powagi papieskiego nauczania zawartego w encyklikach, takich jak Redemptor hominis, czy Laborem Exercens, poprzez prozę codziennego podejmowania wysiłku, trudu, cierpienia i mozolnej pracy, aż po przykład pięknego i godnego wypoczynku zwłaszcza na łonie natury, Papież Jan Paweł II swoim jakże intensywnym i jakże pięknym życiem starał się zwrócić uwagę całych społeczeństw i poszczególnych małżeństw i rodzin na wagę pełnego, właściwego i godnego przeżywania tych dwóch aspektów życia ludzkiego.

Nie jest więc Jan Paweł II patronem jedynie „teoretycznym” godnej pracy i godnego wypoczynku małżeństw i rodzin, lecz patronem integralnym, tj. takim, który potrafił zarówno podjąć głęboką refleksję nad tą problematyką i dzielić się nią z wiernymi, ale również, a może przede wszystkim – na zasadzie iż verba docent (słowa pouczają), ale jednak exempla trahunt (przykłady pociągają) – potrafił własnym życiem dać przepiękny przykład jak mądrze i godnie łączyć aspekt pracy z aspektem wypoczynku.

By pochylić się dokładniej nad zarysowaną powyżej tematyką, musimy na początku zająć się problematyką godności człowieka w ujęciu św. Jana Pawła II w aspekcie zarówno kultury pracy jak i kultury wypoczynku, obie są bowiem ściśle z sobą związane. Nie będziemy tu jednak podawać i rozważać formalnych definicji; z bardzo prostej przyczyny: żadna z nich nie jest w stanie wyczerpać całej głębi bogactwa tego pojęcia. Postaramy się natomiast zasmakować, a może nawet zachwycić się kategorią godności spoglądając w sposób szczególny na wyżej wymienione jej aspekty.

Ponieważ rozważaniom naszym przyświeca myśl św. Jana Pawła II, to od początku trzeba zauważyć, że personalizm – nurt, któremu papież był przez całe swoje życie wierny – każe nam nierozerwalnie związać kategorię godności z kategorią osoby. Rozważania na temat godności osoby, zwłaszcza w perspektywie małżeństwa i rodziny, Jan Paweł II uznał za misję całego swojego życia, a nawet więcej: misję całego Kościoła i całego chrześcijaństwa.

Już w swojej pierwszej Encyklice Redemptor hominis, wytyczył ten szlak bardzo wyraźnie, gdy pisał:

Właśnie owo głębokie zdumienie wobec wartości i godności człowieka nazywa się Ewangelią, czyli Dobrą Nowiną. Nazywa się też chrześcijaństwem. Stanowi o posłannictwie Kościoła w świecie – również, a może nawet szczególnie – „w świecie współczesnym”.[1]

Pojęcie godności, w ujęciu św. papieża, ma sens jedynie w odniesieniu do osoby i wyróżnia ono kategorię osoby spośród wszystkich innych kategorii tym, że osoba może być jedynie celem, a nie środkiem jakiegokolwiek ludzkiego działania. Jest to bardzo ważne zarówno w sensie życia małżeńskiego i rodzinnego – by uniknąć przedmiotowego traktowania współmałżonka lub innego członka rodziny, zwłaszcza dziecka; jak również w sensie społecznym – by uniknąć tym razem przedmiotowego traktowania pracownika nie tylko w zakresie jego praw i obowiązków w pracy, ale zwłaszcza w zakresie jego niezbywalnego prawa do godnego wypoczynku.

Kategoria godności wyróżnia zatem kategorię osoby ochraniając ją przed jakimikolwiek próbami jej uprzedmiotowienia. Pisał o tym Jan Paweł II w encyklice Laborem Exercens, tematycznie poświęconej właśnie zagadnieniom pracy:

Człowiek dlatego ma czynić sobie ziemię poddaną, ma nad nią panować, ponieważ jako „obraz Boga” jest osobą, czyli bytem podmiotowym uzdolnionym do planowego i celowego działania, zdolnym do stanowienia o sobie i zmierzającym do spełnienia siebie.[2]

Ten problem godności ludzkiego działania przeniesiony na grunt problematyki pracy i wypoczynku, staje się problemem godności aktywności zarówno fizycznej jak i intelektualnej człowieka i nabiera bardzo specyficznego znaczenia. Zacytowane przed momentem papieskie słowa wskazujące, iż godność człowieka głęboko zakorzeniona jest w tym, iż został on stworzony na obraz i podobieństwo samego Boga, każą nam postawić następujące pytanie:

Co takiego charakteryzuje Boga w rozważanym przez nas aspekcie, że tylko człowiek dostępuje godności bycia Jego obrazem i podobieństwem?

By odpowiedzieć na to pytanie musimy zauważyć, że Bóg-Stwórca obdarza każdego człowieka, podejmującego jakąkolwiek pracę, pewną bardzo szczególną i bardzo zaszczytną formą godności: godnością twórczego uczestnictwa w dziele stworzenia. I ta zdolność twórczego uczestnictwa jest niezbywalnym elementem godności każdego pracownika niezależnie od rodzaju pracy jaki wykonuje. To właśnie w twórczym działaniu człowiek-stworzenie upodabnia się – staje się obrazem – swojego Stwórcy, partycypuje w dziele stworzenia.

W aspekcie małżeńsko-rodzinnym dochodzi tu jeszcze dodatkowo wymiar płodności, w którym małżonkowie przekazując życie potomstwu podejmują aktywną współpracę w dziele stworzenia na najwyższym jego poziomie – uczestnicząc na zasadzie analogia entis w ojcostwie samego Boga Ojca. Dzieci zaś stając się synami w Synu dopełniają w rzeczywistości rodzinnej obraz Trójcy Świętej.

W tym momencie kategoria Creatio ex nihilo, którą teologia tradycyjnie przypisuje w zasadzie wyłącznie Bogu, staje się, przynajmniej w sensie analogicznym, w procesie twórczym, przez jakąś krótką chwilę, udziałem każdego człowieka wykonującego godnie swoją pracę, lub przeżywającego głęboko pod względem duchowym swoje życie małżeńskie i rodzinne. W ten sposób, poprzez trudny i żmudny wysiłek intelektualny, fizyczny lub duchowy, dochodzi on wreszcie do momentu odkrycia, spełnienia, zrodzenia. Dochodzi do momentu, kiedy to z chaosu i bezmiaru danych wyjściowych, lub nieuporządkowanych przedmiotów-surowców, setek lub czasem tysięcy prób i błędów, wysiłków i porażek, nagle – niczym u samego zarania dziejów – wyłania się idea, koncepcja, wyłania się porządek, wyłania się nowa hipoteza, nowa teoria, nowe rozwiązanie, nowy produkt, lub też gotowa usługa – to wszystko w przypadku rezultatów pracy. A w płodnym życiu małżeńskim z pełnej wzajemnej miłości współpracy małżonków ze stwórczą wolą Bożą wyłania się owoc tejże właśnie miłości i współpracy – nowy członek rodziny.

Tu wyłania się także prawdziwe oblicze godności pracy i życia małżeńskiego i rodzinnego, a zarazem najwyższy stopień wolności człowieka, włączonego w stwórczy i twórczy zamysł Boga. Włączonego, o ile sam się temu zamysłowi i tej godności nie przeciwstawi, tj. o ile nie postawi się ponad swoim własnym Stwórcą i zamiast twórczo podporządkowywać sobie ziemię i realizować swe powołanie do płodności nie zacznie tego wszystkiego na własną rękę niszczyć.

8 czerwca 1997 roku, w Kolegiacie. św. Anny, podczas spotkania z przedstawicielami środowiska nauki Papież wyraził w tym kontekście ponadczasową myśl, której adresatami wówczas byli w zasadzie zebrani w tamtym audytorium naukowcy, ale dziś można to grono poszerzyć do wszystkich, którzy z godnością dziecka Bożego widzą w swej pracy i w swym powołaniu małżeńsko-rodzinnym współudział z dziele stwórczym Boga Ojca:

Przywodzi to na myśl ten właśnie kształt uniwersytetu, który poprzez wysiłek badawczy wielu dyscyplin naukowych stopniowo zbliża się ku Prawdzie najwyższej. Człowiek przekracza granice poszczególnych dyscyplin wiedzy, tak aby ukierunkować je ku owej Prawdzie i ku ostatecznemu spełnieniu swego człowieczeństwa […] Poznanie prawdy rodzi jedyną w swym rodzaju duchową radość (gaudium veritatis). Któż z was, drodzy państwo, w mniejszym lub większym stopniu nie przeżył takiego momentu w swojej pracy badawczej! Życzę wam, aby takich chwil w waszej pracy było jak najwięcej![3]

Wiemy jednak wszyscy dobrze, że praca zwłaszcza w kontekście życia małżeńskiego i rodzinnego, to nie tylko „duchowa radość”. To także trud, wysiłek i cierpienie. To również trudne nieraz do pogodzenia napięcie pomiędzy czasem poświęconym na pracę a tym przeznaczonym dla współmałżonka i dla rodziny.

Dochodzimy tu do dwóch kluczowych aspektów omawianej tematyki. Jan Paweł II w swym nauczaniu nie obawiał się poruszyć żadnego z nich. Z jednej bowiem strony z pracą związane jest nieodzownie różnego rodzaju cierpienie, które nie musi jednak tej pracy odzierać z godności, choć niestety często tak bywa, a z drugiej strony właśnie na skutek tego przeżytego w pracy trudu i podjętego cierpienia, każdemu pracownikowi przysługuje należyty czas na wypoczynek, który musi mieć prawo spędzić godnie w intymnym gronie rodzinnym, wraz ze współmałżonkiem i dziećmi, tak by mógł w pełni się zregenerować i zadbać o pełny i integralny rozwój swej relacji małżeńskiej i życia rodzinnego.

Zatrzymajmy się więc na moment nad problemem trudu i cierpienia przeżywanego w pracy. Na pierwszy rzut oka cierpienie odziera człowieka z godności, dlatego instynktownie staramy się od niego uciec. Jan Paweł II potrafił jednak przeżywać i rozumieć cierpienie związane z pracą, jako nadzwyczajną i niepowtarzalną szkołę, a może więcej uczelnię godności!

Warto w tym kontekście zastanowić się nad następującym pytaniem:

Co sprawiło, że Jan Paweł II, potrafił zauważyć i wyłowić w kontekście problemu godności pracy człowieka pozytywne aspekty cierpienia? Gdzie nauczył się tak głębokiego spojrzenia na otaczającą go rzeczywistość, że nawet w cierpieniu odnalazł miejsce na rozwój osobowości ludzkiej?

Jedna z pierwszych automatycznych odpowiedzi wydaje się oczywista. Sam w życiu od najmłodszych lat wiele wycierpiał, żeby nie powiedzieć zżył się z cierpieniem: utrata rodziców, II wojna światowa, prześladowania, zamachy, i można by tak dalej wymieniać. Ale to nie wystarczy i raczej nie tędy droga. Są tysiące ludzi, którzy również w życiu wiele wycierpieli, a każde kolejne cierpienie rodziło w nich tylko co raz to większy lęk i bunt, co raz bardziej ich przygniatało, niszczyło i degenerowało. A on przy co raz większym cierpieniu co raz bardziej wzrastał!

I tu, wydawałoby się bardzo nieoczekiwanie, problematyka cierpienia związanego z pracą łączy się w życiu Jana Pawła II, z problematyką godnego przeżywania wypoczynku. Jak to możliwe? Rozważmy następującą tezę: Jan Paweł drugi uczył się właściwego rozumienia godności cierpienia ludzkiego także poprzez swoje ogromne zaangażowanie i głęboki szacunek wobec kultury fizycznej.

Aby rozwinąć tę tezę, zauważmy że w ogólności cierpienie, zwłaszcza fizyczne, kojarzymy automatycznie z czymś złym. Z czymś czego należy się pozbyć i jak najszybciej wyeliminować. Tymczasem istnieje jeden aspekt cierpienia, co do którego niemal wszyscy są zgodni, że jest rzeczywistością rozwojową. Spotykamy się z nim osobiście, wtedy kiedy sami aktywnie włączamy się w intensywne uprawianie jakiejś formy kultury fizycznej, czy to w zaawansowaną turystykę, jak miało to miejsce w przypadku ks. Karola Wojtyły, a później biskupa i papieża, czy to w jakąś formę sportu.

Podczas długotrwałej górskiej wędrówki, czy też wymagającego treningu sportowego wcześniej, czy później pojawi się zmęczenie i cierpienie. Oczywiście cierpienie nie jest tu celem – wręcz przeciwnie jest środkiem, ale środkiem nieodzownym, jeśli myślimy o rozwoju. Najwyraźniej to widać na przykładzie sportowca wyczynowego. Bez ogromnego nieraz bólu i cierpienia, bez potu wylanego na treningu nie ma mowy o jakimkolwiek sukcesie i radości z wystąpienia na zawodach. Ale to poniesione przez zawodnika cierpienie nakierowane jest na jego rozwój. Bez tego cierpienia nie ma rozwoju, a bez rozwoju nie ma godności i radości.

W ten sposób Jan Paweł II pokazuje nam, że istnieją takie aspekty cierpienia, które stają się nieodzownymi atrybutami godności. Już jako młody ksiądz, Karol Wojtyła, nawet jak wypoczywał nad wodą, to nigdy nie leżał plackiem na plaży, wsiadał do kajaka i swój wysiłek fizyczny, swoje cierpienie zespalał z pięknem poznawanej przyrody – wzrastał w tym wysiłku razem z nią. To samo, gdy piął się na szczyty ukochanych przez siebie gór.

Warto w tym kontekście zacytować fragment artykułu ks. Macieja Ostrowskiego, który jako uczestnik zorganizowanej przed wielu laty w murach Krakowskiej AWF specjalnej tematycznej konferencji o znamiennym tytule „Ks. Karol Wojtyła – Jan Paweł II miłośnik gór i przyrody” nawiązując do Tryptyku rzymskiego dzielił się ze słuchaczami taką oto przepiękną refleksją:

„Jeśli chcesz odnaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd… Gdzie jesteś źródło?!”. Słowa Tryptyku rzymskiego z pewnością odzwierciedlają duchowe doznania Papieża – turysty. Trzeba pojąć wysiłek wznoszenia się w wzwyż, by dojść do źródła i napić się źródlanej wody. W człowieku istnieje pragnienie spotkania z Bogiem i napełnienia się Nim. Musi on podjąć trud oderwania się od codzienności, przezwyciężyć swoje słabości i obiektywne trudności, by dotrzeć do Boga oraz doświadczyć ożywczej mocy Jego darów[4].

W tych słowach streszcza sie kwintesencja rozumienia godnego wypoczynku, który pozwala nie tylko zregenerować siły po uciążliwej pracy, ale także, a może wręcz przede wszystkim, zaprawia i przygotowuje człowieka do jeszcze głębszego i owocniejszego rozumienia trudu i cierpienia jakie tej pracy nieodzownie towarzyszą, a przez to do bardziej godnego jej przeżywania.

W kontekście powyższego rozumienia tego szczególnego aspektu godności człowieka stajemy dziś jakby na swego rodzaju rozdrożu. Z jednej strony zdawać by się mogło, że coraz więcej ludzi zaczyna w takim właśnie głębokim duchu pojmować znaczenie kultury fizycznej i czynnego wypoczynku.

Jako pozytywny przykład podać tu można przeżywającą obecnie niesamowity rozkwit ideę wszelkiego rodzaju biegów – od prostego joggingu, aż po wymagające biegi maratońskie. Z roku na rok lawinowo przybywa biegaczy, którzy znajdują w sobie wystarczająco duchowej mobilizacji, by pokonując wytrwale i systematycznie kolejne swoje słabości zmierzyć się z wymagającymi zadaniami, które stawiają sobie sami, być może właśnie w myśl pamiętnych słów Jana Pawła II z przemówienia na Westerplatte, kiedy to zwracając się zwłaszcza do ludzi młodych apelował by wymagali od siebie nawet wtedy, kiedy inni nie będą od nich wymagać.

Kiedy weźmie się ponadto pod uwagę intencje z jakimi niektórzy biegacze stają na starcie różnych zawodów, to wówczas bieg staje się nie tylko formą wypoczynku czy wysiłku fizycznego, ale też i formą modlitwy, zwłaszcza za rodzinę, za współmałżonka, za dzieci.

Jako ciekawy przykład można tu podać tzw. „maraton pokoju” z Betlejem do Jerozolimy, nota bene, im. Jana Pawła II. Po jednym z takich maratonów, jeden z uczestników tak określił cel swojego w nim uczestnictwa: „Biegłem, żeby przyspieszyć kroku na drodze do pokoju, braterstwa i koegzystencji”.

Ale wspomnieć tu trzeba jeszcze też i o drugiej stronie poruszonego problemu, jako że mowa była wcześniej o tym, że znajdujemy się jakby na rozdrożu. Problem polega na tym że co raz częściej, kiedy chcemy zachęcić np. naszą młodzież do udziału w wycieczce w góry, lub jakiejś innej wymagającej aktywności fizycznej, słyszymy często odpowiedź: „a po co będę szedł w góry? – przecież się zmęczę!”

Św. Jan Paweł II, patron godnej pracy i godnego wypoczynku małżeństw i rodzin, pozostawił nam wszystkim – rodzicom, kapłanom, siostrom zakonnym – jednym słowem wychowawcom – bardzo ważny testament, czy też „pracę domową”, polegającą na tym byśmy przekazując naszej młodzieży jego nauczanie i naśladując jego przykład w naszym własnym życiu potrafili przygotować młodych ludzi do godnego małżeńskiego i rodzinnego przeżywania zarówno aspektu pracy jak i aspektu wypoczynku w ich dorosłym życiu.

Ks. Lech Wołowski